poniedziałek, 2 grudnia 2013

Notka Loui nr 1

Ten dzień to była jakaś masakra! Obudziłam się wcześnie, czyli tak około 9 (naprawde, jak na mnie to bardzo wcześnie) i rozejrzałam się po pokoju. Spoko, jak na mnie to nawet był tam nawet porządek. Pozbierałam z dywanu książki na dzisiaj, wrzuciłam je do plecaka i zeszłam na śniadanie. Chociaż nie miałam dzisiaj pierwszej lekcji, i tak wolałam wstać wcześniej, bo byłam zbyt leniwa, żeby potem samemu zrobić sobie śniadanie. Wchodzę więc do kuchni, a tam co? Oprócz rodziców i Catherine, mojej mega wkurzajacej 8 letniej siostry, przy stole siedzi jeszcze jakiś chłopak, tak na oko z 18 lat i beztrosko z nimi rozmawia. Mówi po angielsku, ale ma jakiś taki dziwny akcent, jakby polski. Wysoki, szczupły, czarne włosy i niebieskie oczy, nawet przystojny, ale mam jakieś takie dziwne wrażenie, że już go gdzieś widziałam... 
- O, siema Loui, jak ja cię dawno nie widziałem! - chłopak wstaje i z uśmiechem na twarzy mocno mnie przytula, nie patrząc nawet, że mam na sobie tylko lekko zadużą koszulkę z Batmanem sięgającą mi mniej więcej do połowy uda. Kiedy mnie przytula, nagle wszystko mi się przypomina, więc bez wahania odwzajemniam uścisk. 
- Tommy! Ale skąd ty się tu znalazłeś? 
- Wymiana uczniowska, będę przez 2 tygodnie chodził z tobą do szkoły, cieszysz się?
- Ja? Ależ skąd! - pokazałam mu język. Oczywiście skłamałam, bo tak naprawdę bardzo cieszyłam się z jego przyjazdu. Z Tommym, czy, jak się naprawdę nazywa, Tomkiem  Lewandowskim znaliśmy się od małego. Jeszcze w Polsce mieszkaliśmy obok siebie i byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Jest jakąś tam moją daleką rodziną, jego i moja prababcia były siostrami, a właśnie ich ojciec pochodził z Hiszpanii. 
- A to czemu? Boisz się, że pamiętam o tym, jak mnie wyzwałaś na pojedynek, kto zburzy wiecej klocków jednym kopnięciem piłki? - znacząco poruszył brwiami, a już po chwili obydwoje tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu. 
- Tommy, wiesz, że to było jakieś 10 lat temu? Mieliśmy wtedy po 5 lat! 
- Nie, ty miałaś 5 lat, ja miałem 8. 
- No to wielka mi różnica - prychnęłam. - I tak byliśmy dziećmi! 
- Czyli tchórzysz? Hahahah, wielka Luise Hope Tyler tchórzy jak kurczak! Ko ko ko! - zaczął latać po kuchni i wymachiwać rękami. Znowu wyglądał jak ten śmieszny ośmiolatek, z którym musiałam się rozstać, bo wracałam do USA... No ale teraz na szczęście znowu byliśmy razem. Najlepsi przyjaciele, jak za dawnych lat. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Jasne, że nie, lamusie! Zaraz po powrocie ze szkoły, jak tylko skombinujesz jakieś klocki, bo piłkę mam. I... O matko, szkoła! - pobiegłam na górę, do pokoju, przypominając sobie, że już powinnam wychodzić, a jestem w piżamie i do tego nie zjadłam śniadania. No dobra, kupię sobie coś po drodze, ale w co by tu się ubrać... W końcu zdecydowałam się na czarne rurki, biały top z Insygniami Śmierci (wspominałam już, że jestem wiernym Potterhead?) i oczywiście moje ukochane bordowe trampki converse. Włosy związałam w wysokiego kucyka, zrobiłam sobie delikatny makijaż i byłam gotowa. Szybko zarzuciłam plecak na jedno ramię i spojrzałam na zegarek. Byłam już spóźniona jakieś 15 minut. Czyli Alex znowu będzie się czepiać. Szybko zbiegłam na dół, przy okazji potykając się o naszą kotkę Snowwhite i z uśmiechem wpadłam w ramiona przyjaciółce. 
- Alex, jak dobrze cię widzieć, co tam u... 
- Och, daruj już sobie, i tak się nie gniewam - ze śmiechem przewróciła oczami. - Drugiej lekcji też dzisiaj nie mamy, więc się nie spóźnimy, ale uciekł nam autobus i musimy zasuwać na piechotę. Znając życie, nie zjadłaś śniadania, więc będziemy mogli wstąpić na chwilę do Subwaya, żebyś sobie coś kupiła. A teraz chodź już, twój kuzyn czeka na nas na dole. 
- To Tommy idzie z nami? 
- Nooooo, brawo mistrzu! Przecież będzie chodził z nami do szkoły! Zakład, że Violetta już pierwszego dnia będzie za nim latać? 
- Latać może, ale na coś więcej raczej nie ma co liczyć - uśmiechnęłam się do przyjaciółki. - Tommy raczej nie lubi plastików.
Wyszłyśmy na dwór i od razu zobaczyłyśmy mojego kuzyna robiącego jakieś triki na deskorolce. Obok niego stało kilka dziewczyn, patrzącego na niego łakomym wzrokiem. Nie mogłam się powstrzymać, aby nie podejść do niego i dać mu buziaka w policzek. 
- Tommy, misiaczku, chodź już, bo się jeszcze spóźnimy, a twoja mysia-pysia musi jeszcze wstąpić na chwileczkę do Starbucksa - złapałam go za rękę i wydęłam usta, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Na szczęście mój kochany kuzynek szybko domyslił się, o co chodzi. 
- Jasne skarbeńku mój najdroższy, już idę, nie chcę przecież, by moja mysia-pysia chodziła głodna - zaszczebiotał, z trudem tłumiąc głośne parsknięcie śmiechem. Idąca obok nas Alex dostała nagle gwałtownego ataku kaszlu. 
Kiedy doszliśmy już do szkoły, po drodze zaopatrując się w kanapki z Subwaya, okazało się, że i tak jesteśmy już spóźnione, a moją pierwszą lekcją jest matematyka (Alex chodzi na zaawansowaną matematykę, kiedy ja mam nożną, więc miała teraz dodatkową lekcję gry na skrzypcach). Nieno, super, naprawde swietnie! Pokazałam Tommiemu gdzie jest gabinet dyrektora i powlokłam się do klasy, na konfrontacje z profesorem Bobem Walkerem. Zapukałam do drzwi i słysząc sarkastyczne 'prosze' (skąd on wiedział, że to ja, jest jasnowidzem czy co?), otworzyłam drzwi. 
- Och, kogo my tu mamy, nasza ukochana panna Tyler - jego głos aż ociekał sarkazmem. 
- Taaa, też się cieszę, że pana widzę - wymownie przewróciłam oczami i z cichym westchnięciem opadłam na swoje miejsce. 
- No cóż, jest pani spóźniona 16 minut, a można wejść na lekcję do 15 minut spóźnienia - uśmiechnął się szelmowsko, patrząc na zegarek. Stłumiłam w sobie ciętą ripostę, że matematyk powinien umieć prawidłowo odczytywać zegarek, nie chciałam mieć jeszcze większych kłopotów. Zamiast tego tylko wzruszyłem ramionami. 
- No cóż, jestem pewna, że gdy przed chwilą patrzyłam na zegarek byłam spóźniona tylko 13 minut, jeśli jednak pan uważa inaczej, panie profesorze, mogę zaraz wyjść - mój głos aż ociekał sztuczną słodyczą. 
- Ależ nie, panno Tyler, jak pani już tu jest, to niech pani zostanie, nie zmienia to jednak faktu, że i tak ma pani nieobecność. 
Spojrzałam na niego pełnym nienawiści wzrokiem, który powaliłby nawet dorosłą krowę, i wyjęłam z plecaka książki. Spoko, skoro i tak mam nieobecność, to mogę się lenić. Całkowicie ignorując nauczyciela gadającego coś o jednomianach, wyciągnęłam z kieszeni iPoda i słuchawki i przymknęłam powieki, całkowicie oddając się muzyce. 

Straight off the plane to a new hotel
Just touched down, you could never tell
Big house party with a crowded kitchen
People talk sh*t but we don’t listen

Tell me that I’m wrong but I do what I please
Way too many people in the Addison Lee
Now I’m at the age when I know what I need, oh woah!

Nagle wyczułam że coś jest nie tak. Delikatnie otworzyłam oczy, by spojrzeć prosto w czerwoną z gniewu twarz wkurzonego Walkera. 
- Tyler! Dość! Mam tego absolutnie dość! Jak ty się zachowujesz?! Nieuważa, słucha muzyki a do tego podśpiewuje na lekcji matematyki! Dość już tego wszystkiego! Dostajesz uwagę! 
Przeciągnęłam się leniwie i wyciągnęłam słuchawki w uszu, cały czas bezczelnie patrząc się w twarz nauczyciela. 
- A jak ma pan zamiar wyjaśnić moim rodzicom, że dostałam uwagę na lecji, na której mnie nie było? 
Walker, cały czerwony na twarzy, otwierał i zamykał usta, jak ryba, którą ktoś wyjął z wody. Po prostu go zatkało. 
Po chwili rozbrzmiał dzwonek na przerwę, więc szybko zgarnęłam swoje rzeczy i wybiegłam na korytarz. Od razu zostałam zgarnięta przez Tommiego, który chciał mi pogratulować wyprowadzenia nauczyciela z równowagi i powiadomić, że będzie chodził razem ze mną na piłkę. Potem dał mi buziaka w policzek i pognał do swoich zajęć, a ja zauważyłam z satysfakcją, że kilka stojących obok mnie dziewczyn aż pozieleniało z zazdrości. 
Reszta dnia minęła w miarę spokojnie, na angielskim dyrektorka łaskawie nie skomentowała mojego zachowania na matematyce a historię prawie całą przespałam. Potem na piłce ćwiczyliśmy strzelanie wolnych a na biologi wylądowałam u pielęgniarki, bo kroiliśmy gałkę oczną świni, a mi zrobiło się lekko niedobrze. 
Po lekcjach wróciłam razem z Tommym do domu (Alex miała jakiegoś lekarza) i on pomagał mi zrobić (czytaj, rozwiązywał) moje zadania z matmy. Jest moim 'bratem' dopiero jeden dzień, a ja mam wrażenie, jakby było tak od dawien dawna. Nie mam pojęcia co ja zrobię, kiedy wróci do Polski... No ale teraz to nieważne, teraz, przez jakieś 2 tygodnie mam superowego starszego brata, którego zazdroszczą mi wszystkie dziewczyny w szkole i który rozwiązuje mi zadania z matmy. Uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam się do Tommiego, który, lekko zaskoczony, podniósł głowę znad mojego zeszytu. 
- A to za co? Za to, że odrabiam ci zadania? - uśmiechnął się delikatnie i objął mnie ramieniem, przygarniając do siebie. 
- To też - wyszczerzyłam się do niego i jeszcze mocniej przytuliłam. - Ale też dlatego, że po prostu jesteś. 
- Też cię kocham, mała - pieszczotliwie poczochrał mnie po włosach. - Ale i tak strzelam wolne lepiej od ciebie! 
- Spadaj głupku, nie masz ze mną szans! - ze śmiechem zaczęłam gonić go po całym domu. Czy wspominałam już, że Tommy jest naprawde super bratem? 
~~~~~
Notka taka trochę długa i napisana w całości przeze mnie, ale to dlatego, że pierwsza i chciałam to jakoś rozpocząć ;) No i tak właściwie, to nie mam pojęcia, co tu napisać XD No to chyba juz nic nie będę pisac, żeby nie dopisać jakiś bzdur ;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz